Strona główna | Linki | Katalog | Ogłoszenia | PTGEM | Subskrybcja | Ustaw startową | Do ulubionych | Poleć znajomym | Zaloguj się   
Aktualności
Informacje
Prawo
Trendy
Stowarzyszenia

Aktualny numer
Szukaj w serwisie

Gra w złoto
Maria Gurowska
Gra w złoto
    Większość ekspertów jest zgodna, że wartość złota będzie jeszcze rosła przez kilka, może nawet kilkanaście lat.

    Ceny złota są przede wszystkim odzwierciedleniem powolnej utraty zaufania do dolara amerykańskiego, najważniejszej waluty rezerwowej banków centralnych, która kilkadziesiąt lat temu zastąpiła ten kruszec. Banki centralne, stanowiące dotąd istotne źródło podaży, wstrzymują powoli sprzedaż lub zaczynają kupować złoto. Wpływ na to ma niepewna sytuacja geopolityczna i niestabilność systemu finansowego USA.
    Przyszłość złota leży w dużej mierze w rękach inwestorów spoza zachodniego świata. Największym rynkiem detalicznym są Indie. Niedawno rynek złota dla obywateli został otwarty w Chinach i już w 2007 roku Chiny stały się drugim na świecie rynkiem jubilerskim, wyprzedzając Stany Zjednoczone. Popyt w skali roku rośnie bardzo szybko mimo wzrastających cen.
    Bardzo szybko rośnie też zorganizowany popyt inwestycyjny. Od końca 2004 roku działają na rynku specjalistyczne fundusze inwestycyjne, tzw. ETF-y (Exchange Traded Funds), skupujące co roku olbrzymie ilości złota. Na początku 2008 roku gromadziły już ponad 900 ton złota, z czego 251 ton pozyskały w 2007 roku. Olbrzymi potencjał drzemie też w bankach centralnych krajów szybko rozwijających się, które posiadają śladowe ilości tego metalu w stosunku do swoich rezerw walutowych. Do wyobraźni przemawia przykład Chin, obecnie największego producenta złota. Gdyby chiński bank centralny zdecydował się zwiększyć udział tego kruszcu „jedynie” z 1% do 2% rezerw, to zaabsorbowałby prawie 1/4 rocznej światowej produkcji złota. Dla porównania kraje rozwinięte, takie jak USA, Niemcy, Francja, Włochy, Holandia utrzymują ponad połowę rezerw walutowych w złocie (56-80%), które ma w ostatnim czasie dość dobre podstawy fundamentalne. Oczekuje się bowiem, iż może ono zyskać na programach rządowych największych gospodarek na świecie, które de facto sprowadzać się będą do pompowania w gospodarkę sporej ilości pieniądza. Patrząc na złoto w tradycyjny sposób, takie „psucie pieniądza” powinno kruszcowi pomagać, więc jego cena – przynajmniej teoretycznie – powinna wzrosnąć.
    Coraz częściej można usłyszeć na rynku opinie, iż złoto jest w chwili obecnej jedną z ciekawszych alternatyw inwestycyjnych, wobec ograniczonej jego podaży. Cena złota, pomimo że znajdują się blisko historycznych rekordów, powinny nadal rosnąć. Obawy o stan światowej gospodarki osiągnęły apogeum. Chęć ulokowania oszczędności w tzw. twardych aktywach cieszy się dużą popularnością i nadal rośnie.

    Cykl wzrostu cen złota wygląda w ten sposób, że przy stałym popycie jubilerskim (69% całego popytu) i przemysłowym (13% popytu), zaczynają się aktywniej włączać fundusze spekulacyjne. One windują ceny tego metalu. Jeżeli ceny rosną zbyt szybko, wycofuje się z rynku stopniowo popyt jubilerski. Stopniowo też ograniczają aktywność długoterminowi inwestorzy, przeczuwając koniec wzrostów. Nadchodzi wtedy czas korekty technicznej – przy gwałtownych wzrostach sięga ona nawet 15-20% od szczytu wycen. Korekta trwa czasem kilka miesięcy. Wraca wtedy na rynek popyt jubilerski, który nie pozwala na większy spadek cen złota. Po okresie konsolidacji ceny znowu zaczynają się powoli piąć w gorę. Im więcej inwestorów wraca na rynek, tym większy jest
popyt i cykl się powtarza.
    To niejako automatycznie plasuje docelowe ceny uncji w przedziale 1200-1300 USD, w za 4-6 miesięcy. Nie należy wykluczać 1500 USD. To skrajny scenariusz, lecz obecny kryzys dobitnie pokazał, iż ekstrema szybko stają się chlebem powszednim na finansowych rynkach.
    Mimo że złoto jest dobrą alternatywą na trudne czasy, należy się również liczyć z okresowym spadkiem jego ceny. Ubiegły rok pokazał, iż w czasie paniki rynkowej, ten metal był wyprzedawany. Reputacja złota jako kruszcu odpornego na kryzys w październiku ubiegłego roku znacznie ucierpiała. Pesymizm na rynkach sprawił, że jego cena oderwała się od ścisłej zależności względem dolara. Dotychczas umacnianie się amerykańskiej waluty powodowało spadki cen żółtego metalu. Teraz silny dolar towarzyszy wysokim cenom złota, które teoretycznie powinno kosztować koło 700 USD za uncję.
    Realny jest ponadto scenariusz, iż poprawa nastrojów na rynkach (które w normalnych warunkach sprowadziłyby ceny złota niżej) sprawi, iż dolar osłabi się wyraźnie. W tym momencie wspomniana zależność na linii dolar – złoto najprawdopodobniej będzie znów widoczna.
    Nie można wykluczyć, iż rynek poszuka kolejnego segmentu, który być może (jak wcześniej ropa czy zboże) stanie się znów obiektem spekulacji. Przy dłuższych inwestycjach w złoto warto o tym pamiętać. Należy również pamiętać, że ceny często zależą od notowań pary EURUSD. Koniec trendu wzrostowego na EURUSD w trzecim kwartale spowodował spadek ceny kruszcu z 987 USD do zaledwie 740 USD za uncję.
    Dodatkowo należy mieć na uwadze fakt, że złoto jest dobrem rzadkim, czyli występującym w ograniczonej ilości. Wydobyto już większość jego powierzchniowych zasobów. Teraz po ten metal sięga się nawet kilkaset metrów w głąb ziemi, jednak ostatnio nie odkryto żadnych złóż o globalnym znaczeniu. Koszty poszukiwania, wydobycia i produkcji złota rosną szybciej niż jego ceny, stąd powoli spada wydobycie.
    Generalnie zresztą uważa się, że rosnące koszty spowodują ograniczenie nowych inwestycji i wydobycia. Normalnie wystarczyło trzy do pięciu lat, żeby inwestycja się zwróciła, dziś zabiera to od siedmiu do dziesięciu lat. Z szacunków firmy GFMS wynika natomiast, że w pierwszej połowie 2007 roku koszty w kopalniach złota wzrosły o 21% wobec stanu sprzed roku – do 371 USD w przeliczeniu na uncję. Przy corocznym 10% wzroście kosztów utrzymanie stopy zysku w kopalniach na poziomie z 2006 roku oznaczałoby, że w 2015 roku uncja złota powinna kosztować 1420 USD. Według GFSM, można oczekiwać, że już w I połowie roku ceny sięgną rekordowego poziomu 1 tysiąca USD za uncję. Sprzyjać mają temu obawy inwestorów przed nawrotem inflacji
i zagrożeniem pozycji dolara wskutek znacznych obniżek stop oraz ogromnych wydatków rządowych.
    Kłopoty z podażą powodują, że firmy wydobywcze ograniczają ilość złota sprzedawanego w kontraktach terminowych albo wręcz same odkupują te kontrakty. Skutki zarówno tych praktyk jak i mniejszego wydobycia częściowo wyrównuje sprzedaż złota z rezerw oficjalnych europejskich banków centralnych i złomu: z obu tych źródeł pochodzi dziś prawie jedna trzecia łącznej podaży kruszcu. GFSM przewiduje, że w I połowie 2009 roku banki centralne sprzedadzą 127 ton złota (o 23% mniej niż rok wcześniej).

Gra w złote

    Na rynku polskim cena złota utrzymywała się w latach poprzednich na stabilnym poziomie. Wzrosty cen złota na swingowych giełdach kompensowany był wzrostem wartości złotówki. Obecnie sytuacja uległa dramatycznej zmianie.
    W oczach inwestorów Polska jeszcze nigdy nie była tak bliska bankructwa. Złotówka po pikach w gorę rozpaczliwie dołuje. Jej osłabienie powoduje wzrost prawdopodobieństwa pojawienia się kryzysu nawet takiego, jak w Argentynie, co jest na szczęście mało prawdopodobne. Nie przeszkadza to jednak rynkowi „grać na kryzys”. Złoto obecnie już
zdrożało w przeliczeniu na złoty w ciągu zaledwie 6 miesięcy o ponad 100% (z 1720 na 3700 PLN za jedną uncję), czy będzie drożało dalej? Wszystko na to wskazuje.
    Nakłada się na to brak spójnej koncepcji rozwiązania sprawy opcji walutowych. Młody polski rynek finansowy nie był przygotowany na ryzyko zawierania kontraktów opcyjnych z zachodnimi bankami. Nie wystarczyło wyobraźni, a może zwyciężyła zwyczajna chciwość. Firmy zawierały najczęściej dwa kontrakty opcyjne.
    Pierwszy na wypadek umacniania się złotego. Gdy jego wartość spada poniżej 3,5 PLN za EURO np. do 3,0, bank ponosi stratę, bo musi firmie zapłacić 3,5 za coś co jest warte 3,0 PLN. I gdyby nie pazerność kierownictwa firm, to zapłaciłyby one nie bankowi za taką opcję prowizję wartości transakcji i uniknęły zagrożenia. Jednakże zwyciężyła chciwość i pewność siebie. Nie chciano płacić prowizji, więc jednocześnie zawierano umowę w druga stronę, tzn. jak cena EURO wzrośnie do 4,0 PLN, to EURO odsprzedawane będą bankowi po 3,5 PLN. Nikt nie chciał zastanowić się nad sytuacją na rynku amerykańskim, wierząc w moc i stabilność rynku polskiego. Dodatkowo nie zabezpieczano się jedynie do poziomu, jaki sugerowałaby ich pozycja na ryku (np. wielkość obrotów z zagranicą). Liczono na interes życia. Złoty mógł tyko się umacniać. Zawierano kontrakty opcyjne na kwoty wielokrotnie przekraczające obroty całej spółki.

Przedsiębiorstwa same są sobie winne, że nie rozumieją podstaw funkcjonowania instrumentów finansowych. W sytuacji, gdy się nie widzi różnicy między hedgingiem a zwariowaną spekulacją – a jedynie liczą, że się wygra jak na automatach w kasynie – to rozum i rozsądek stają się bezsilne.
    Według oficjalnych szacunków KNF (Komisji Nadzoru Finansowego) straty polskich firm wynoszą 15 miliardów złotych – przypomina radio RMF FM. KNF zajmuje się jednak wyłącznie spółkami notowanymi na giełdzie, a problem dotyczy również bardzo wielu małych i średnich firm. Co gorsza, duża część firm kupiła szczególnie agresywne opcje, mając nadzieję na wydawałoby się prawie pewny zarobek.
    Nawet 200 miliardów złotych mogły stracić polskie przedsiębiorstwa na opcjach walutowych – informuje RMF FM. Powołuje się przy tym na szacunkowe dane zaprezentowane przez przedstawicieli firm, które zapisały się do Stowarzyszenia na rzecz Obrony Polskich Przedsiębiorstw. Jak podaje RMF FM, organizacja wyliczyła, że każda ofiara opcji walutowych straciła średnio 20 milionów złotych.
    Zdaniem przedstawicieli Związku feralne umowy zawierano ustnie, na podstawie ramowych umów
z bankami. Rozmowy z przedstawicielami banków były jednak nagrywane. Zdaniem firm nagrania mogą udowodnić, że banki grały nieuczciwie – namawiały na opcje, mówiąc tylko o zyskach i pomijając ryzyko, a także przedstawiały fałszywy obraz kursu złotego. Na to wszystko nakładają się problemy budżetu. Kryzys finansowy sprawia, że pożyczanie pieniędzy kosztuje nawet nasz rząd drogo, mimo spadku stop procentowych. Polska musi refinansować 155 miliardów złotych w obligacjach, od czego zależy połowa wydatków budżetu. Nie oznacza to jednak, że rząd będzie w stanie z łatwością sprzedawać obligacje na rynkach finansowych. Ostatnio resort finansów nie sprzedał wszystkich zaoferowanych papierów skarbowych. Większe odsetki trzeba było zaproponować także zagranicznym inwestorom zainteresowanym polskimi obligacjami o wartości 1 miliarda euro. Sytuacja Polski jest bardzo trudna. Jeżeli obligacje rządowe nie znajdą nabywców, trzeba będzie zawiesić wykup obligacji. Wtedy wartość złotego spadnie jeszcze niżej. A tym samym należy oczekiwać znacznych podwyżek cen złota.
    Światowa „gra w złoto” dopiero się rozpoczyna.

Maria Gurowska
Literatura
N. Meader, The Financial Crisis & Its
Impact on Scenario Forecasts for Jewellery
Demand, GFMS Ltd.
P. Klapwijk, Gold Survey 2008, GFMS Ltd
J. Mazurek, Globalna gorączka złota,
MONEY MARKET

[ drukuj ]


Źródło wiadomości:
1(7)




Wydawca    Redakcja    Prenumerata    Reklama    Pomoc    Polityka prywatności    
Wszelkie prawa zastrzeżone.