W ciągu kilku ostatnich tygodni obserwujemy gorączkowe zakupy dużych ilości złotych monet, nawet w momencie,kiedy cena złota przejściowo spadała. Ważąca uncję moneta American Gold Eagle, osiągała ostatnio cenę czterokrotnie przekraczającą wartość zawartego w niej kruszcu.
Ze wzrostu cen cieszą się producenci monet i sztabek. Zapotrzebowanie na nie wzrastało ostatnio tak intensywnie, że kopalnie nie nadążają z wydobyciem surowca. Wysokie ceny złota utrzymają się tak długo, aż gospodarka zacznie wychodzić na prostą, gdyż ten kruszec jest lokatąkapitału w sytuacjach, w których inwestorzy nie widzą innej bezpiecznej alternatywy. Osoby, które wykorzystały krótkoterminowe wahania kursów metali szlachetnych mogły osiągnąć spore zyski dzięki panice panującej wśród inwestorów długoterminowych. W najbliższym czasie podstawowym słowem na określenie sytuacji gospodarki będzie nieprzewidywalność, nic więc dziwnego, że ludzie chcący bezpiecznie zainwestować kupują złoto lokacyjne. Przeciętnemu człowiekowi wydaje się, że nadeszły wspaniałe czasy dla właścicieli sklepów z biżuterią i złotników. Z dnia na dzień wartość produktów rośnie praktycznie bez dodatkowej pracy czy inwestycji. Niestety nie do końca jest to prawdą. Branża zarabia przede wszystkim na obrocie i płynności. Co z tego, że wartość towaru na stanie rośnie, jeżeli trudniej go sprzedać. W końcu dochodzi się do momentu,że aby sprzedać, należy przejąć na siebie część podwyżki (obniżenie marży). A co z produktami kupionymi (wykonanymi) przed zmianą ceny? Przy ich sprzedaży po starej cenie, już nieodkupimy tej samej ilości produktów (kruszcu) za wypracowany zysk. Stan magazynowy wyrobów bez doinwestowania może się obniżyć, a na to trudno sobie pozwolić. Jubilerzy twierdzą, że większość ich klientów kupuje wyłącznie drobne przedmioty, na których sklep możezarobić bardzo niewiele. Niektórzy mówią nawet, że w najbliższym czasie będą musieli obniżyć jakość swoich wyrobów, ograniczyć inwestycje albo przerzucić się na tańsze srebro, które można pokryć złotem. Jak krytyczna robi się sytuacja w naszej branży, uzmysławia nam sytuacja na rynku amerykańskim, gdziejubilerzy twierdzą, że ich obroty spadły od początku roku o 70% i z każdym dniem jest gorzej. A jednocześnie amerykańskie supermarkety przeżywają ostatnio oblężenie. Ludzie nie przyjeżdżają jednak kupować, a sprzedawać. Dzięki handlarzom złota, którzy rozstawili swoje stoiska zarówno w największych centrach handlowych, jak i w małych osiedlowych sklepach, Amerykanie w chudych dniach kryzysu pozbywają się cennego kruszcu. Sprzedają wszystko - stare kolczyki, rodzinne pamiątki. Nie odstrasza ich nawet fakt, że handlarze, tacy jakfirma Goldrush, która rozstawiła swoje stoiska od Virginii po New Hampshire, zwykle proponują im ułamek rynkowej wartości złota. Cena biżuterii niewiele ma wspólnego z ceną złota. Boleśnie się przekonują o tym ci, którzy pragnąw ciężkich czasach ją sprzedać, gdyż na cenę wyrobu składają się koszty: surowca powiększone o marżę przy jego zakupie, projektu, wykonania oraz zarobek producenta i marża sprzedającego gotowy produkt. Stąd jest taka duża rozbieżność cen i dlatego kupowanie biżuterii nie ma nic wspólnego z inwestowaniem w złoto. Gospodarka ma takie kłopoty, że biżuteria trafia na ostatnie miejsce list zakupów. Pozostaje nam jedynie sprawdzać na swoim laptopie kolejne wzrosty cen złota i oczekiwać na powrót dobrychczasów naszej branży, bo blask złota już nas oślepił.